Crème de la crème słowiańskiej mitologii
Bogowie słowiańscy kojarzą się z zabobonem i głębokim pogaństwem. Oba określenia mają zdecydowanie pejoratywne zabarwienie. Pierwsze jest starsze. Bobonić znaczyło tyle, co zaklinać, rzucać czary. Drugie jest zdecydowanie młodsze. Ukute zostało już w czasach chrześcijańskich, kiedy to cały kościół, na dźwięk słów bogowie słowiańscy stawał w gotowości do odpierania ataków. Choć przecież nie był atakowany. Występował ze zgoła odwrotnej pozycji. Bogowie słowiańscy musieli bronić pozycji. Musieli przeciwstawić się nawale krzyżowej. W niektórych miejscach bogowie słowiańscy podjęli działania zbrojne i walczyli. Choć niestety przegrali. Siły były nierówne. I przewaga technologiczna w uzbrojeniu była po stronie niosących krzyż. W wielu jednak miejscach ulegli naciskowi politycznemu i sile dyplomacji. Zostali odstawieni na boczny tor. Bogowie słowiańscy dali się ochrzcić i wielu z nich wstąpiło w szeregi wroga. Stali się kolaborantami. Na usprawiedliwienie mają jednak wcześniej podane powody. W międzyczasie przyszedł czas reakcji pogańskiej, jak nazwał kościół chęć powrotu do starego, wypróbowanego przez wieki porządku. Bogowie słowiańscy jednak, choć nie w całości zastępów zeszli do podziemia. Stworzyli ruch oporu. I podziemne państwo. Czekali długo na sprzyjający moment. Kiedy najeźdźca zdewaluuje się trochę. Bogowie słowiańscy wykazali się zmysłem przewidywania i okazali się strategami godnymi miana Napoleona, Karola wielkiego, Sobieskiego i Hannibala. Zła passa odwraca się powoli. Nadchodzi czas na odcięcie kuponów od lokaty założonej dwa tysiące lat wcześniej.